Forum sojuszu PRADRAGONS
Forum Prawdziwych Smoków!!!
Obecny czas to Czw 11:09, 21 Lis 2024

Opowiadania
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Forum sojuszu PRADRAGONS Strona Główna -> Wasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
DRAGAN CZERWONOSKRZYDŁY
DRAGON HEART



Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 3138
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŁÓDZ


PostWysłany: Nie 16:11, 01 Sty 2006    Temat postu: Opowiadania

Miejsce na zamieszczanie Waszych różnych opowiadań.

Z wyrazami szacunku DRAGAN CZERWONOSKRZYDŁY


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lord Kenji Złoty Smok
Dorosły



Dołączył: 26 Lis 2005
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŁÓDŹ


PostWysłany: Nie 17:01, 01 Sty 2006    Temat postu:

Prolog

Karczma tętniła życiem. Gruby barman ubsługiwał grupę wesołych i zarazem całkiem zalanych krasnoludów. Dwóch elfów z łukami na plecach przyglądali się krasnoludom. Na ich twarzach malowała się ironia i pogarda. Jakiś facet leżał pod jednym ze stolików z butelką wódki w dłoni.Co rusz do karczmy przychodzili nowi goście. Kenji siedział przy jednym ze stolików. Na ścianie za jego plecami paliła się lampa naftowa. Kenji miał założony obszerny kaptur który rzucał mrok na jego bladą twarz. Popijał jakis niebieski płyn który tubylcy nazywali "Oddechem Mrozu" . Kenji nie był pewny dlaczego. Byc moze przez jego niebieską barwę albo przez to, że był niesamowicie lodowaty. W każdym razie miał go juz dosyć. Wyjął z sakwy 3 złote monety i z przykrością stwierdził, ze były to ostatnie pieniądze jakie posiadał. Ostatnio nie robił już nic oprócz przesiadywania w karczmie i przelatywania mieszczańskich dziwek. Miał już tego dość. Postanowił że musi wynieść się z tego przeklętego miejsca. Wstał. Powolnym krokiem podszedł do drzwi. Na dworzu panował kompletny mrok. Nie mogę teraz wyjechać- stwierdził ze złością -Będę musiał przenocować w tej cholernej mieścinie. Podszedł do barmana.
-Macie wolne pokoje ?- zapytał najbardziej mrocznym głosem jaki tylko potrałił z siebie wydobyć.
-Alez... oczywiście !- odpowiedział wyraźnie przestraszonym głosem grubas- Czy... eee... pokój szlachecki panu odpowiada ?
-Tak - mruknął Kenji biorąc od barmana klucze. Zanim grubas zdązył dopomnieć się o swoją zapłatę Kenji był już w pokoju. Był zmęczony. Natychmiast rzucił się na łóżko.Zasnął.

Był w ciemnej, obszernej komnacie. Na ścianach wymalowane były jakieś obrazy. Nie.. to nie były obrazy..to było pismo. Podszedł bliżej. Chciał przeczytać to co było tam napisane....nie mógł...nie rozumiał...jedyne co rozpoznawał to obraz smoka...tak to napewno był smok.
- To twoje przeznaczenie-usłyszł głos. Głos kobiety.
Odwrócił się. Za jego plecami stała jakaś dziwna dziewczyna. Miała na sobie brązową szatę. Na plecach dzierżyła łuk. I te oczy... płonęły ogniem...wyglądała jak opętana.Nagle odwróciła się i pobiegła. Kenji natychmiast rzucił się za nią.
-Czekaj kim ty jesteś !- krzyczał. Dziewczyna nie odpowiadała. Właściwie nie mogła bo juz jej tu nie było. Znikneła.


Kenji obudził się. Był zlany potem. Rozejrzał się. Znów był w pokoju karczmy. Chwilę rozmyślał o tym co mu sie śniło. Postanowił że dobrze było by to zapisać. Wyjął dziennik i pióro. Staranie przypominając sobie każdy szczegół zrelacjonował w dzienniku swój sen. Usłyszał kroki. To napewno ten grubas chce zapłaty za pokój- pomyślał ze zgryzotą.Nie zastanawiajac się długo zabrał swoje rzeczy i podbiegł do okna. Był na pierwszym piętrze.Kroki były coraz bliżej. Kenji zastanawiał się gorączkowo. Drzwi otwierają się...Skoczył.


CDN...


To narazie tylko wstęp. Piszcie jak am sie podoba i skala od 1 do 10. No i napiszcie czy mam kontynuować


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lord Kenji Złoty Smok
Dorosły



Dołączył: 26 Lis 2005
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŁÓDŹ


PostWysłany: Śro 22:58, 04 Sty 2006    Temat postu:

Słońce powoli i ociężale wznosiło się ku górze. Lekki wiatr delikatnie poruszał liśćmi drzew strząsając przy tym kropelki rosy. Promienie słońca przedzierały się przez gęstwiny drzew starając się dotrzeć jak najdalej. Puszcza wydawała się teraz tajemnicza i nie odkryta . Jednak nie wszytko było tak naturalne jak się wydawało. Pod starannie wykonaną iluzją krył się myśliwy. Był to oczywiście Kenji W dłoniach ściskał długi cisowy łuk. Był cały mokry od rosy, jednak nie ruszał się. Gdyby wykonał jakiś gwałtowniejszy ruch iluzja prysłaby natychmiast. Czekał na jakąś większą zwierzynę całą noc. Mięśnie zdrętwiały mu do tego stopnia ze było mu obojętne ile jeszcze będzie tu siedzieć, w końcu i tak juz nic nie czuł. Coś poruszyło się między krzakami... nie ruszał się... Było coraz bliżej... nie ruszał się... dorosły jeleń wyskoczył mu tuż przed oczy...wypuścił strzałę. Jeleń wydał z siebie przeraźliwy ryk rozpaczy. Wypuszczona strzała wbiła mu się między żebra. Walił kopytami o ziemię usiłując pójść dalej, jednak kolana uginały mu się mimowolnie. Cichy świst przeszył powietrze. Kolejna strzała leciała w kierunku biednego zwierzaka. Ta jednak nie wbiła się w żebro...rozłupała czaszkę.

* * *


Kenji podniósł z ziemi swój cisowy łuk i ciepły płaszcz. Ognisko zasypał piaskiem, a resztki jelenia pozostawił wilkom. Poszedł przed siebie. Od czasu dziwnego snu w karczmie z Kenjim działo się coś dziwnego. Sen wracał każdej nocy, a on sam mimo swojej woli podążał na wschód. Nie wiedział czemu ale po prostu go tam ciągnęło. Las był ciemny i mokry. Drzewa przybierały ciemne pokraczne kształty. Słońce całkowicie zasłoniło się za horyzontem ustępując miejsca księżycowi. Ścieżki praktycznie nie było już widać. Kenji jednak szedł dalej jakby otoczenie nie miało dla niego absolutnie żadnego znaczenia. Czuł że jest blisko rozwiązania problemów z jego snami. Jego krok powoli zamienił się w bieg. Skakał przez wysunięte korzenie drzew. Biegł niesamowitym tempem. Długo jednak nie wytrzymał i musiał zwolnić. Przystanął na chwilę i złapał kilka głębokich oddechów. Rozejrzał się dookoła. Chciał pójść dalej jednak coś mu przeszkodziło. Głęboki i silny ból ogarnął jego ciałem. Zwinął się w pół niezdarnie próbując się uspokoić. Z jego krtani wyrwał się cichy jęk. Zaczął charczeć i wypluwać ślinę. Przewrócił się na ziemię nie wiedząc co ma robić. I wtedy wszystko ustąpiło. Momentalnie odzyskał czucie w całym ciele. Jednak nie mógł wstać…zasnął.

Znów powtórzył się sen. Potem drugi, trzeci. Nie wiedział już co jest rzeczywistością a co tylko obrazami z jego umysłu. Obrazy przeplatały się powodując otępienie. A potem pojawił się inny, zupełnie nie znany mu widok. Widok Smoka. Leciał ponad hordą rozwścieczonych orków. Jego złote łuski jaśniały słońcu oślepiając swym pięknem i wywołując zarazem strach oraz respekt. Jednak Kenji nie bał się bo dostrzegł coś jeszcze. Na smoku siedział jeździec. Miał na sobie zbroję zrobioną prawdopodobnie z łusek swojego smoka. Był wściekły. Podniósł do góry rękę wykrzykując jakieś niezrozumiałe słowa. Tym jeźdźcem był Kenji


***

Leżał na ziemi. Był cały mokry od potu. Włosy kleiły mu się do czoła a płaszcz spadł mu z pleców. Zamiast tego miał na sobie jedwabną koszulę która wyglądała teraz jak mokra szmata. Powoli, podpierając się o drzewo wstał na proste nogi. Rozpaczliwie rozmyślał o tym co się z nim dzieje ostatniego czasu. Ma jakieś cholerne wizje i nie może tego powstrzymać. Podniósł z ziemi płaszcz i owinął się nim. Odwrócił się i zobaczył małe smoczątko złotego smoka.


CDN.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lord Kenji Złoty Smok
Dorosły



Dołączył: 26 Lis 2005
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŁÓDŹ


PostWysłany: Pią 20:43, 06 Sty 2006    Temat postu:

Kenji przestraszył się. Chciał się cofnąć, niestety wystający korzeń drzewa przeszkodził mu w tym. W rezultacie przewrócił się i wyrżnął głową o dość pokaźnych rozmiarów wierzbę. Złapał się za głowę i jęknął. Ostatnio zbyt często przydarzały mu się podobne przygody. Miał właśnie ponarzekać na swoje parszywe życie lecz przypomniał sobie o głównym powodzie całej tej sytuacji. Szybko podniósł głowę by spojrzeć na zbliżającego się małego smoka. Szybkim ruchem przerzucił się na pozycję klęczącą. Smok niezdarnie człapiąc małymi nóżkami zbliżał się do Kenji'ego. Ten zaś wyciągnął do niego rękę. Maluch wdrapał się na otwartą dłoń. Kenji podniósł go aby przyjrzeć się bliżej. Smok miał łuski koloru złotego. Skrzydła pokryte były jakimś dziwnym białym śluzem, a od ogona odchodziły małe kłujące kolce.
Kenji dotknął jednego z nich. Silne ukłucie odepchnęło jego rękę. Mała kropelka krwi zsunęła mu się z palca aby wylądować na głowie biednego malucha. Ten szarpnął głową w lewo i prawo poczym zaczął prychać wyrzucając z nozdrzy małe kłęby dymu. Wyciągnął czerwony język usiłując zlizać kropelkę krwi. Niestety nie mógł dosięgnąć czubka głowy. Kenji ułatwił mu sprawę. Podsunął zraniony palec pod pyszczek smoka. Ten natychmiast liznął językiem następną kropelkę krwi.
Jednak chwilę potem stało się coś co Kenji miał wspominać jeszcze przez lata. Silny wstrząs rzucił nim w stronę ciernistych krzewów. Następnie jego oczy wypełniło zielone przeraźliwe światło. Kenji unosił się kilka centymetrów nad ziemią. Miotał nim silny ból w klatce piersiowej. Czuł że oczy zaraz wylecą mu z orbit. Wypluwał ślinę kiedy próbował krzyczeć o pomoc. Najmniejsze nawet mrugnięcie okiem wywoływało u niego kolejne spazmy bólu. Kątem oka zobaczył że ze smokiem dzieje się to samo. Chciał wrzeszczeć.
Wtedy wszystko ustało. Upadł na ziemię charcząc i wymiotując. Beznadziejne uczucie bezsilności kłębiło się w jego głowie. Bezsilność zamieniła się w złość a ta we wściekłość. Wstał z ziemi. Krzyczał aby rozładować ciążące w nim emocje. Zdarł z siebie koszulę rzucając ją między drzewa. I wtedy niesamowicie się zdziwił. Na jego klatce wytatuowany był dziwny emblemat. Przedstawiał on oko w którym kłębiły się czerwone płomienie. Kenji patrzył na nie, nie mogąc uwierzyć. Spojrzał na smoka. Tatuaż na jego piersi przedstawiał oko smoka który właśnie stał przed nim ! Lecz to nie było wszystko. Kenji odczuwał jego myśli i emocje. Czuł jakby ich umysły scaliły się w jedną całość. To było zbyt wiele…upadł.

* * *

Następnego dnia Kenji obudził się z silnym bólem głowy. Wstał powoli podpierając się o drzewo. Spojrzał na pobliskie krzaki i zachłannie zlizał krople rosy z liści. Spostrzegł jednak że nie tylko on wpadł na ten pomysł. Niektóre listki było kompletnie wysuszone, a niektóre zostały nawet przygryzione w niektórych miejscach. Rozejrzał się dookoła. Smok leżał na ziemi trzymając coś w paszczy. To był nietoperz. Smok trzymając jedną łapą za głowę brutalnie wyrwał skrzydła. Nietoperz piszczał i miotał się w silnym ucisku swojego przeciwnika. Kenji patrzył na to z zaciekawieniem. Po chwili namysłu stwierdził że on też jest głodny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lord Kenji Złoty Smok
Dorosły



Dołączył: 26 Lis 2005
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŁÓDŹ


PostWysłany: Nie 19:17, 15 Sty 2006    Temat postu:

Smok dorastał. Wzrostem prześcignął już Kenji'ego. Jego łuski tworzyły wspaniały pancerz. Złota barwa z każdym dniem przybierała jeszcze piękniejszy widok. Paszcza stanowiła śmiercionośną broń. Mięśnie z każdym dniem stawały się bardziej muskularne i silne. Jego zdolności bojowe oraz myśliwskie stanowiły bardzo przydatne umiejętności nie tylko dla niego ale również dla swojego pana. Kenji polował wraz ze swym smokiem. Razem wybierali tereny polowań oraz zwierzynę która stanie się ich posiłkiem. Kenji ćwiczył również zdolności telepatyczne. Wraz ze smokiem próbowali przesyłać sobie obrazy bądź rozmawiać ze sobą. Jednak to nie sprawiało im żadnych problemów. Rozmawiali ze sobą w umyśle, przesyłali sobie obrazy. Byli jak jeden umysł w dwóch różnych ciałach.
-Dlaczego ja nie mam imienia tak jak ty ?- zapytał pewnego razu smok
-Myślałem już nad tym- odparł Kenji- Sądzę że najbardziej pasuje do ciebie imię Destin
-Destin –zamyślił się smok- A więc od dziś jestem Destinem !

* * *
Po wielu dniach uciążliwej wędrówki przez lasy Kenji wreszcie dotarł do miasta. Wysokie mury Esterglaj kryły za sobą wielką handlową metropolię. Miasto było siedzibą kupców wszelakiej maści. Ludzie zjeżdżali się ze wszystkich stron aby zakosztować wspaniałego karmazynowego piwa bądź zobaczyć wielki plac handlowy.
-Destinie ?-zamyślił się Kenji
-Tak?- odparł zafascynowany widokiem miasta smok
-Będziesz musiał tu zostać. Wątpię aby ludzie byli zadowoleni widokiem dorosłego smoka w ich mieście.
-Dobrze-zgodził się z wyraźną niechęcią - Zostanę tu.
-Pamiętaj aby nikomu się nie pokazywać.-rzekł pospiesznie Kenji ruszając w stronę bram miasta.
Przed wejściem stali dwaj strażnicy. Ubrani w srebrne ,połyskujące zbroje, długie halabardy oraz drewniane tarcze z herbem Esterglaj- srebrnym sokołem na tle złotych gór.
-Stój- rzekł jeden ze strażników- Z kąd przybywasz? Nie wyglądasz mi na kupca, wyposażony jedynie w łuk nie jesteś tez najemnikiem. Więc kto ty ?
-Panie !- rzekł uspokajająco Kenji- jestem jedynie biednym myśliwym, który poszukuje pracy !Nie musicie się mnie obawiać.
Strażnik zastanawiał się chwilę, jakby miał do rozgryzienia trudną zagadkę. Po chwili jednak wypuścił wstrzymywane powietrze z ust i powiedział- No dobrze. Ostatnio jestem trochę nerwowy. Te przeklęte leśne trole atakują nasze karawany i próbują wedrzeć się do miasta. Przez to wszystko nie ufam już nikomu
-Leśne trole ?- zaciekawił się Kenji
W tym momencie drugi ze strażników, który dotąd milczał puknął pięścią swojego kolegę i powiedział
-Jeśli szukacie plotek to idźcie na plac !- Jego głos zdradzał, że jest podenerwowany i nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Kenji bez słowa protestu przeszedł przez bramę.


* * *

Plac targowy w Esterglaj był wspaniałym miejscem. Wszędzie porozrzucane były kramy z przeróżnymi towarami. Ludzie zachwalali swój dobytek namawiając innych do zakupu. Akrobaci i sztukmistrze prezentowali swe umiejętności zachęcając coraz większą publiczność do oglądania ich występów. Bardowie śpiewali swe utwory wzruszając ludzi pięknem ich ballad. Nie brakowało również żebraków wałęsających się i błagających o jałmużnę. Kupcy targowali się między sobą popijając piwo w przytulnych karczmach. Całe miasto tętniło życiem.
Kenji przechadzał się podziwiając piękno jakie rozciągało się wokół niego. Wspominał czasy swojego dzieciństwa, kiedy to mieszkał tu. Nie pamiętał swoich rodziców. Od kiedy tylko sięgał wspomnieniami mieszkał w Esterglaj z grupką bezdomnych dzieciaków. Kryli się w kanałach i wychodzili na dwór tylko po to żeby ukraść coś do jedzenia. Straże nie mogły ich złapać. Kenji nie miał nic, nawet imienia. To dzieciaki nadały mu jego przydomek.. Z rozmyślań wyrwał go przerażający głos w jego głowie. To był Destin… wołał o pomoc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
impergnat
Małoletni



Dołączył: 19 Lis 2005
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5


PostWysłany: Nie 23:20, 15 Sty 2006    Temat postu:

Ja tez chcę sprubować swojch sił

Czasy podbojów orków . Pewne królestwo którego losy będą zależały od jednego człowieka.
Historia oparta na grze Gthic II.

Krół Rhobar siedział samotnie w sali tronowej, pogrążony w myślach. Uważnie przyglądał się spoczywającej w jego dłoni bryłce rudy, jakby zauroczony pokrywającymi ją fioletowymi liniami magicznej mocy.

"Na tej rudzie zbudowałem moje królestwo, a gdy jej zabraknie, upadnie i ono. Moje ziemie pogrążają się w chaosie. Jak kraj długi i szeroki, chłopi chwytają za broń, odmawiając płacenia daniny. A ja... ja jestem bezsilny!
Zbyt wiele bitew przegrano. Zbyt wielu żołnierzy straciło życie. Moja armia jest już tylko karykaturą swojej dawnej świetności i nie mamy już dość sił, by powstrzymać inwazję orków. Jeśli z Khorinis nie przybędzie następna dostawa rudy, nie przetrwamy kolejnego ataku."

Rhobar wstał i wolno podszedł do okna. W mieście panowała cisza i spokój, ale wydawało mu się, że gdzieś z oddali dobiega już miarowe dudnienie orkowych kotłów wojennych.

Jego wzrok prześliznął się po dachach domów, aż zabłądził na przystań, gdzie cumowała "Esmeralda" - sfatygowany statek kupiecki, jedyny okręt stojący jeszcze na straży królestwa, niedobitek niegdyś potężnej floty. Reszta armady spoczywała gdzieś na dnie oceanu, zatopiona przez potężne galery orków.

Król westchnął i spojrzał w stronę wyskich kominów hut żelaza. Od chwili kiedy po raz ostatni widział wydobywający się z nich dym, upłynęły długie dwa tygodnie. Paleniska wygaszono, a wystygłe kominy sterczały ponuro na tle nocnego nieba, przywodząc Rhobarowi na myśl szkielet jego niegdyś niezwyciężonego królestwa.

Bez rudy z Khorinis jego armie ponosiły klęskę za klęską. Zbrojownie były już puste, a bez nowych dostaw magicznego surowaca wykuwanie oręża było niemożliwe. Ruda, która była największym skarbem Myrtany, okazała się jej największym przekleństwem. Od niej zależała przyszłość... i całego cywilizowanego świata.

"To ostania chwila na podjęcie decyzji. Pierścień orkowych wojsk jeszcze się nie zamknął. Przy odrobinie szczęścia uda się jeszcze wysłać jakiś podjazd. Teraz albo nigdy... Ale jak? Do takiego przedsięwzięcia trzeba ludzi i oręża, których nie mam. Podjazd nic tu nie da. Potrzebuję rudy!"

Tak oto, spoglądając z góry na stolicę swego królestwa, Rhobar podjął desperacją decyzję.

"Jeśli mój plan zawiedzie, będziemy zgubieni - królestwo legnie w gruzach, przetrwa jedynie w pieśniach i starych kronikach. Ale jeszcze nie jest za późno, a Myrtana jeszcze nie upadła. Jeśli będziemy działać szybko - może się nam udać."

Monarcha otrząsnął się z zadumy i klasnął w dłonie.

"Wezwać natychmiast Lorda Hagena!"

Po chwili do sali tronowej wkroczył postawny wojownik. Znać było po nim, że od wielu dni nie zaznał dłuższego odpoczynku. Zdawało się, że na nogach trzyma go już tylko silna wola i żelazna dyscyplina.

"Wasza Wysokość mnie wzywał?"
"Lordzie Hagenie, mam dla ciebie misję, od powodzenie której zależy przyszłość naszego królestwa. Dlatego nie wolno zawieść!"
"Żyję po to, by służyć Waszej Wysokości. Wypełnię to zadanie, choćbym miał przypłacić je życiem."
"Niech więc się stanie... Powierzam ci "Esmeraldę". Wybierzesz setkę swoich najlepszych ludzi i poprowadzisz ich do Khorinis. Nie wracajcie, póki ładownia statku nie zapełni się rudą! Czas jest na wagę złota, dlatego musicie wyruszyć natychmiast!"

A teraz troszkę przeszłośći

Przez wiele lat, na dalekim lądzie, ludzie żyli w królestwie nazywanym Myrtaną. Było to rozwijające się królestwo, bogowie spoglądali na nie łaskawym okiem i obdarzali ją spokojem oraz urodzajem, spichlerze z roku na rok zapełniały się, a kopalnie dawały dobra w postaci miedzi, brązu i rudy, dlatego każdy żył w dostatku. Ponad wszystkim stali kapłani, wierni słudzy bogów, których moce miały bardzo duży wpływ. Bogowie byli dobrzy, najważniejszym był Innos, prawy bóg Słońca, pierwszy i najwyższy, jego kapłanami byli Magowie Ognia. Kapłanami boga Adanosa, równowagą pomiędzy dobrem a złem, byli Magowie Wody, natomiast Beliar, bóg ciemności i śmierci, nie miał żadnych, ponieważ moc czerpał z ciemnej natury. W miastach panował dobrobyt, uczeni i magowie poznawali świat, gwiazdy i magię. Jednak zawsze tam, gdzie jest bezpiecznie i dobrze, wkrótce powstaje zawiść. Źli ludzie wzbogacają się o owoce cudzej pracy, stwarzając podejrzenia i lęk. Niebawem sąsiednie państwa zaczęły pożądać bogactw Myrtany. Wszyscy na czele z państwem Varantu. Kawaleria stanęła na wzgórzach, okręty z ciemnego drzewa pojawiły się na horyzoncie i wyciągnęły flagi przygotowując się do walki. Armia Myrtany powstała, by bronić swej ojczyzny. Rozpoczęła się wojna.

Królewska armada zatapiała okręt po okręcie, sama ponosząc przy tym duże straty. Walki prowadzono metodą wojny błyskawicznej. Bitwy już od samego początku były szybkie i zacięte, ponieważ każda ze stron dążyła do zwycięstwa. Poległo wielu mężczyzn Myrtany. Wojna, której koniec szybko stał się przez wielu pożądany, przeciągała się od małych potyczek do bitew, trwając wiele księżycowych nocy. I tak ten, kto wyrobił sobie dobre imię, wynajmował żołdaków lub bronił swej ojczyzny, często leżał potem twarzą w trawie. Przyszli tysiącami i upadli tysiącami. Gdyby tylko król Rhotbar zaprzestał na obronie granic państwa. Był wrogo nastawiony do wszystkich zwycięzców, ciągnął on swych mężczyzn w głąb krajów i zdobywał hrabstwa, wsie i miasta. Wszystko, co nie zdołało zatrzymać jego oddziałów, zostało zrównane z ziemią. Ta wojna trwała dłużej niż cztery przesilenia. Jego strategiczne umiejętności i wierni generałowie, razem z wojskami i magią, pozwoliły na to, że w jesiennym dniu stanął przed wrotami stolicy Varantu. Gdy obudzili się ze snu, ujrzeli varancki obóz wojsk przed miastem i wykazali się.

Wrota zostały otworzone, bronie rozciągnęły się, mężczyźni z ostrzami ruszyli konno po króla Rhotbara, władca w mieście zachował się z godnością. Miasto nie zostało splondrowane, mężczyzn i kobiet nie zaciągnięto do niewoli. Król Rhotbar skazał władcę Varantu na śmierć poprzez powieszenie, mianował namiestnika i radcę, który miał zacząć rządzić państwem, a sam powrócił do Myrtany. Dostał uznanie za swoje wielkie zasługi, lecz cena jaką zapłacił była wysoka. Wielu mężczyzn, synów, ojców i braci żyło tylko dla bogactwa. Oprócz tego, skład był prawie pusty, a zima była tuż przed drzwiami. Spowodowało to, że panował głód i cierpienie. W tej zimie król Rhotbar zmarł, przez swe rany odniesione na wojnie. Jego syn, Rhobar II objął berło, bez ceremonii i uroczystości zwołał swych kapłanów, doradców i uczonych. Wspólnie zaczęli opracowywać plan, który miał znów doprowadzić do dobrobytu, jaki wcześniej zrobił w państwie jego ojciec. Gdy zima minęła, królestwu groziło już następne niebezpieczeństwo. Z północnych krain przybywały hordy orków, które przekroczyły granicę i niszczyły wioski oraz majątki ziemskie, niegdyś zasłane spokojem. Król znów wysłał swą armię, stworzył graniczną fortyfikację i szykował oddziały wojsk na zagrożone obszary. Liczne bitwy zabrały ze sobą znów mnóstwo żyć. Były to tylko małe, krótkie starcia, z których nie wychodził żaden zwycięzca, jednak król Rhobar wiedział, że siła orków jest wystarczająca, by doprowadzić Myrtanę do wojny. Ale jego armia stała się mała i nie dysponował już wystarczającą ilością broni. Do produkcji nowej broni potrzebował rudy. Przestępcy i zbiegowie zajmowali się niecnymi procederami i wielu więźniów uciekło z kopalń. Przede wszystkim w mieście Khorinis, głównym dostawcą rudy, który był bardzo ważny, więc król musiał go objąć. Bowiem w kopalniach Khorinis więźniowie wydobywali szczególny, rzadki rodzaj rudy. Magiczną rudę.
Ruda ta, właściwie przetopiona, tworzy niezniszczalne, ostre i twarde ostrze, któremu nie oprze się żadna zbroja.


Przed każdą bitwą panuje spokój. Czas pokoju. Rodzaj pokoju, którego doświadczasz przed huraganem. Przez krótką chwilę, czas zdaje się stać w miejscu. Powietrze schodzi na ziemię jak gęsta, przytłaczająca zasłona dymu. I wtedy... Wyjący głos przerwał ciszę, a orkowie przeszli przez ziemię jak tornado, gotowi zmiażdżyć wszystko, co stanie na ich drodze. Strzały żołnierzy doszły do celu raniąc ogromne cielska śmierdzących bestii, ale było to dla nich niczym atak uciążliwych moskitów, nic nie znaczący bez wyraźnego oporu. Wojna przeciwko orkom zabrała wiele ofiar, cenę za to musieli zapłacić więźniowie królestwa.

W dniach, w których każdy mężczyzna winny zbrodni, nie ważne jakiej i jak często popełnianej, był zsyłany do kolonii górniczej w dolinie Khorinis, by wydobywać rudę dla królewskiego arsenału. Ogień w hutach palił się dniami i nocami, a z kuźni dobiegały odgłosy ciągłego uderzania młotem o kowadło. Ogromny piec, w którym przetapiano rudę, wytwarzał potworne gorąco. Więźniowie pracowali przez całą dobę, wydobywając cenną rudę z nieprzeniknionych brył kruszcu.




Król zwołał 12 najpotężniejszych magów Królestwa: sześciu z kręgu wody i sześciu z kręgu ognia. Rozkazał im wytworzyć magiczną barierę dookoła kolonii w Khorinis, przez którą można będzie wejść z zewnątrz, ale nie można będzie się wydostać! Chłodny, zimowy dzień powoli ustępował miejsca nocy. Ciężkie, czarne chmury przesłaniały zachodzące słońce. Błyskawica rozdarła niebiosa, strumienie magii złączyły się doprowadzając do wielkiej eksplozji. Czarodzieje wyzwolili drzemiącą w kamieniach ogniskujących magię. Bariera została stworzona, ale coś poszło nie tak, była znacznie większa niż planowali to magowie, wskutek czego i oni znaleźli się pod jej kopułą.



Moment nieuwagi był tym, czego potrzebowali skazańcy. Gdy tylko bariera pojawiła się nad doliną, wszczęli bunt i wymordowali strażników królewskich, uwięzionych pod barierą wraz z nimi. Każdy, kto próbował przeszkodzić im w opanowywaniu Doliny musiał zginąć! Tylko magowie zostali oszczędzeni, ale nie mogli nic zrobić, nie mogli powstrzymać powstania. Cała Kolonia znajdowała się teraz w rękach więźniów.


Pod przywództwem Gomeza skazańcy opanowali stary zamek i zabili królewskich nadzorców. Tak powstał Stary Obóz i tak oto zbawienie Rhobara stało się jego przekleństwem. Król nie miał wyboru, musiał rozpocząć pertraktacje z pracującymi w kopalniach przestępcami. Był zmuszony napisać list, w którym zaoferował skazańcom wszystko, czego tylko będą chcieli, pod warunkiem, że będą mu dostarczać rudę. Wysłał posłańca na skraj bariery, aby wrzucił list do więźniów znajdujących się pod kopułą. Zrzucane za Barierę listy pozostawały jedynym sposobem komunikacji z Kolonią.






Warunki króla zostały zaakceptowane przez skazańców i plan został wprowadzony w życie. Część więźniów kontynuowała wydobycie dla króla. Raz w miesiącu wysyłali transport zebranej rudy na plac wymiany, znajdujący się na krańcu bariery, gdzie załadowywano go na kolejkę i transportowano poza barierę. W zamian król wysyłał im zgodnie z obietnicą wszystko, czego tylko sobie zażyczyli. Z miesiąca na miesiąc coraz więcej jedzenia i dobrodziejstw pochodzących z całego królestwa trafiało do wnętrza bariery. Czasami nawet wysyłano kobiety, jako wynagrodzenie dla uprzywilejowanych skazańców.

Jednak znaczna część więźniów nie chciała układów z królem i Gomezem. Pod przywództwem Laresa, niezadowoleni założyli własne osiedle w pobliżu innej kopalni rudy i nazwali je Nowym Obozem.



W tym samym czasie, między mieszkańcami Starego Obozu zaczęto mówić o dziwnych snach i tajemniczych wizjach. Pod wpływem jednej z takich wizji, więzień o imieniu Y'Berion zebrał grupę skazańców, którzy podzielali jego poglądy i zaprowadził ich na bagna, gdzie założyli trzeci obóz. Tak powstało Bractwo Śniącego. Członkowie sekty znaleźli tajemnicze, bagienne rośliny, które po odpowiednim przetworzeniu można było palić jak tytoń. Okazało się, że bagienne ziele zwiększa częstotliwość i intensywność wizji, a nawet posiada właściwości magiczne. Popularność ziela w całej kolonii rosła, toteż wkrótce obóz na bagnie prowadził intensywną wymianę handlową z pozostałymi obozami.

Spośród 12 magów w kolonii, 6 należało do kręgu Ognia, a 6 do kręgu Wody. Magowie Ognia pozostali wierni królowi i osiedlili się w Starym Obozie, by stamtąd wspierać wydobycie i handel rudą. Magowie Wody skoncentrowali swoje wysiłki na próbach przełamania magicznej Bariery. Postanowili udać się do Nowego Obozu, by wykorzystać wydobywaną tam rudę do własnych celów.

Dzisiaj kolejny więzień zostanie wrzucony do doliny i zesłany do kopalni.

Tym więźniem jest nasz główny bohater. W dolinie górniczej pozna on wielu kolegów, którzy przyczynia się w jego dalszych losach. STanie sie on wielkim wojownikiem ,ale co dalej to dowiecie się puźniej .

Błękitny smok Impergnat


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
impergnat
Małoletni



Dołączył: 19 Lis 2005
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5


PostWysłany: Czw 2:10, 26 Sty 2006    Temat postu:

Górnicza dolina wyglądała jak by przez jej tereny przeszła szarańcza tylko szczęściem było znaleźć tam małą „wyspę” drzew. Jej obszary były rozległe lesz nieurodzajne. Wykorzystywana jedynie do celów wydobywania rudy magicznej starała się dawać chyba jak najwięcej tego krószca. Wszędzie znajdywały się kopalnie pulsujące życiem lub takie opuszczone które stały się kryjówką straszliwych bestii,zębaczy i stad goblinów. Na zachodze terenów objętych barierą znajdywało się wiele małych jeziorek i rzek co powodowało że na tej małej części tereny doliny powstały bagna tam właśnie skryło się bractwo Śniącego. Pierwszy obóz znajdywał się po środku tego wszystkiego więc miał kontrolę większości kopalni w koloni karnej. Drugi obóz znajdywał się na południowym wschodzie od głównego obozowiska w małej fortecy kontrolując tylko dwie albo trzy kopalnie lecz tyle wystarczyło kilku członkom tej grupy. Bractwo Śniącego nie trudziło się wydobyciem rudy,zajmowali się jednak handlem bagiennego ziela. Reszta skazańców od razu wiedziała że członkami tej grupy cos jest nie tak mieli oni dziwne wizje i zachowywali się inaczej niż wszyscy , oni jakby czcili Beliara a te przesłania zaczęły nimi kierować.
Ja przyłączyłem się do głównego obozu ponieważ wydawało mi się że mam tam największe szanse żeby rozwinąć skrzydła. Zamierzałem się stąd wydostać ale żeby tego dokonać musiałem trochę nad sobą popracować. W odozie poznałem przypadkiem poznałem niejakiego Gorna to on pomógł mi wejść w świat tutejszej arystokracji. Po niedługim czasie na Bagnach działo się coś niesamowitego, pewnej nocy powstała tam ogromna świątynia czcząca Beliara , widać ją było z zamku pierwszego obozu, nikt nie wiedział jak to się stało a Śniący i jego ludzie „nabrali wody w usta”. Każdy już wiedział że to bractwo stało się sługami Beliara a śniący jego przedstawicielem w świecie ludzi . Kilka dni po tym dowiedziano się że śniący wie jak obalić barierę i będzie się starał żeby nie dopuszczona by bariera padła bo sam Beliar mu tego nakazał. Pomyślałem wtedy że to moja szansa i ni pozostaje mi nic innego tylko trenować , ćwiczyć zdobywać nowe umiejętności. Pewnego dnia gdy ćwiczyłem moje umiejętności walcząc z bestjami znalazłem wejście do jakiejś krypty było ono w niewielkiej szczelinie skalnej, nie wahając się dość długo wszedłem do środka. Śmierdziało w niej zgnilizna wszędzie były pajęczyny pełzały chrząszcze nieustannie potykałem się o jakieś kości szkieletów schodząc długimi schodami doszedłem do jakiegoś pomieszczenia, nie było duże lecz wyglądało jak by stoczyła się tu bitwa między dwiema amiami i jakby obydwie poniosły klęską. Nagle……… kilka szkieletów się podniosło, z drzwi obok wybiegło kila orków orzywieńców . Walczyłem zaciekle powoli niszczyłem pojedyncze szkielety zgładziłem nawet jednego orka lesz szkieletów przybywało po jakimś czasie ledwo dawałem rade się bronić więc wycofałem się do wyjścia kilka szkieletów pobiegło zamnom lecz posłałem je tam gdzie ich miejsce. I za pomocą runy wróciłem do zamku.

CDN…….

Błękitny Smok Impergnat


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lord Kenji Złoty Smok
Dorosły



Dołączył: 26 Lis 2005
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŁÓDŹ


PostWysłany: Pią 14:36, 27 Sty 2006    Temat postu:

Prolog

Artemis szedł wydeptaną ścierzką. Na plecach położony był jego refleksyjny łuk. Przy bokach dzierżył dwa dość długie sztylety. Rozglądał się podziiając piękno wokół niego. Uwielbiał wygląd lasu o poranku. Odkąd tylko mieszkał w Narazad uwielbiał tędy chodzić. Wioska była położona dość daleko od lasu więc Artemis musiał się trochę nachodzić. Odkąd tylko był tu pierwszy raz pokochał ten las. Rosa spływała po liściach buków i wierzb. Wiatr kołysał drzewami w miarowym tępie. Wszystko wydawało się tu charmonijne i spokojne.
Artemis usiadł na trawie zdejmując z siebie zielony płaszcz. Miał kruczoczarne włosy i brązowe oczy. Był średniego wzrostu i raczej niezbyt masywnej budowy. Jednak mięśnie miał twarde i wyćwiczone. Oparł się o drzewo rozmyślając. Wspominał dawne czasy kiedy jego ojciec zabierał go na polowania, a matka czekała w domu ucząc jego siostre Silvane gotować. Pewnego razu ojciec przez nieuwagę wpadł do rzeki. Prąd poniósł go daleko w stronę Gór Wysokich. Matka chcąc ratować męza wskoczyła za nim do rzeki. Od tego czasu Artemis i Silvane zostali sierotami. Obaj mieli wtedy po czternaście lat. Chcieli wyruszyć na poszukiwanie rodziców, jednak ludzie z wioski zabraniali im tego mówiąc, że to zbyt niebezpieczne.
Artemis z żalu uciekł wtedy do lasu. Spędził tam dwa tygodnie rozpaczając nad swoim losem. Silvane znalazła go później nieprzytomnego wśród drzew i zaprowadziła do domu. Z czasem żal przeminął albo raczej stłumił się. Artemis postanowił wbrew przeciwnością losu żyć dalej. W chwilach smutku zawsze przychodził do lasu aby ukoić nerwy.
Jego rozmyślania przerwała dziwna woń dochodząca do jego nozdrzy. Zmiana wiatru przyniosła ów dziwny zapach. Podniósł z ziemi łuk starając się nie robić hałasu. Nałożył strzałę i napiął cięciwę. Po chwili jednak stwierdził, że zapach jest zbyt silny i owinął sobie chustę wokół nosa. Tak przygotowany ruszył w kierunku z którego dochodził zapach. Doszedł do stromego zbocza, z którego rozciągał się widok na Dolinę Smoka. Dech zaparło mu w piersiach gdy spojrzał w dół. Przez dolinę wędrowała właśnie nieumarły legion. Na przedzie maszerowała grupa ghuli. Ich pogniłe, zgarbione ciała wydawały ów niepokojący smród. Za nimi w równym szeregu szły kościotrupy z długimi mieczami i tarczami. Na samym zaś końcu jechała zakapturzona, czarna postać. W ręku dzierżyła długą laskę z owiniętym wokół niej czarnym wężem. Unosiła kościstą dłoń wykrzykując jakieś słowa.
Artemis przerażony chciał paść na ziemię aby nikt go nie zobaczył. Zrobił to niestety zbyt gwałtownie i poślizgnął się o mokrą od rosy trawę. Zanim zdązył zrobić cokolwiek, stoczył się ze zbocza wprost w objęcia ghuli. Chcąc zamortyzować upadek wysunął rękę. Niestety prędkość była zbyt szybka i Artemisa uderzył tępy ból. Jedyne co pamiętałdalej to zbliżających się nieumarłych...

CDN.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Doom
Dorosły



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 261
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłań


PostWysłany: Pią 23:43, 27 Sty 2006    Temat postu:

No to ja też spróbuje swoich sił:

Dziennik Elonura

Dzień pierwszy
28 grudzień, 765 roku po nadejściu Ciemnych Dni

Wraz z innymi krasnoludami ruszam do „Ziemi obiecanej”(...)
Miejsce, do którego zmierzamy jest nam znane tylko z wizji jakie miewał mój ojciec. Wszystko co w nich było zawarte ojciec opowiadał kronikarzowi, a o zapisywał wszystko w swoich opasłych księgach. Niestety po ostatnim ataku sił ciemności, które zmusiły nas do opuszczenia naszych komnat nasz przywódca, a mój ojciec poległ. Zabrałem wszystkie jego zapiski i zamierzam odnaleźć miejsce z wizji(...).
Miejsce którego poszukujemy zostało opisane jako wielka góra w której znajdują się ogromne złoża surowców(...). Będziemy potrzebowali jakiegoś miesiąca na stworzenie komnat, które posłużą nam za podstawy naszego przyszłego królestwa.
Jest zimno(...). Dzień zbliża się ku końcowi(...) W lesie słychać skowyt wilków(...).Postanowiłem rozbić obóz na skraju lasu(...). Mój najbardziej zaufany żołnierz Weltir, który jest mi jak przyjaciel doniósł, że zwiadowcy zauważyli jakieś 3 mile stąd oddział orków. Nie chciałem wdawać się w bitwę ponieważ mój lud zmęczony ucieczką i przebytą już dojść długą drogą nie byłby w stanie walczyć.
Postanowiłem nie spać tej nocy, a zwiadowcą co godzinę donosić o tym co robią orkowie.
Z tego co dowiadywałem się od zwiadowcy Glurna wróg postanowili również rozłożyć obóz w dolinie za pobliskimi wzgórzami(...). Domyślam się, że jest to oddział zwiadowczy, który donosi o wszystkich naszych poczynaniach(...). Nie wiem kto jest ich głównym dowódca, który prawdopodobnie jest odpowiedzialny za to co się stało minionej nocy.
Gdy tylko moi ludzie odpoczną będę zmuszony dokonać tego co nieuniknione-wybić cały obóz przeciwnika(...)

CDN...

No to prosze o oceny....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Doom
Dorosły



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 261
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłań


PostWysłany: Sob 0:34, 28 Sty 2006    Temat postu:

Dziennik Elonurna

Dzień drugi
29 grudzień, 765 roku po nadejściu Ciemnych Dni

Ranek(...). W obozie panuje spokój(...). Glurn doniósł, że orkowie są bliżej nas. Nie pozostawia mi to wyboru. Kazałem natychmiast Weltirowi przygotować wojsko do walki. W obozie wybuchła panika. Nikt poza mną, zwiadowcami i Weltirem nie wiedział o obozie orków.
Chaos został opanowany(...). Rozpocząłem przygotowanie planu(...). Kusznicy mięli zająć wzgórze ponad doliną orków, aby uniemożliwić im otoczenie naszych oddziałów. Od przodu mięli zaatakować Gwardziści Królewscy, teraz jednak już tak się nie nazywają gdyż po śmierci króla Gwardzista zostaje zwolniony ze służby do czasu objęcia tronu przez kolejnego członka rodziny królewskiej. Nie byłem jeszcze królem jednak lud mój wybrał mnie na swego dowódcę. Wraz z moimi przybocznymi żołnierzami Weltirem i Drumtengiem ruszymy w szeregach Gwardii.
Atak miał zostać przeprowadzony w południe(...). Kobiety i dzieci zostały w obozie pod opieką oddziału toporników. Nie pozwoliłem im na udział w bitwie gdyż oni walczyli przy bramie główne, gdzie wróg stawiał największy opór. W obozie pozostawiłem również zwiadowców, po całonocnym czuwaniu byli zbyt zmęczeni, aby brać udział w walce.
Godzinę przed południem kusznicy wyruszyli, aby zająć pozycję(...), rozkazałem iść im skrajem lasu tak aby orkowi zwiadowcy ich nie dostrzegli.
Gwardziści już ostrzyli swoje topory, w powietrzu była wyczuwalna atmosfera zbliżającej się rzezi.(...)
Matki biegały szukając swoich maleństw(...). Dało się słyszeć narzekanie oddziałów toporników, że nie mogą brać udziału w bitwie(...). Byli to jedni z mężniejszych krasnoludów mojego ludu(...)
W obozie orków zadudniły bębny dające się słyszeć w moim posterunku. Coś było nie tak(...). Postanowiłem zbadać sytuację(...) Gdy wraz z Weltirem i Drumtengiem wyszliśmy z naszego namiotu który znajdował się we wschodniej części obozu podbiegł do mnie Glurn wraz z innym zwiadowcą i nakazał patrzeć w stronę gdzie orkowie mięli swój obóz.
W moją stronę zbliżali się w bardzo szybkim tempie jak na krasnoludów kusznicy którzy wyruszyli przed nami.
Za nimi w naszą stronę maszerowało jakieś 1000 orków. Moja armia liczyła jakieś 600 może 650 żołnierzy(...)
Wróg przewidział mój plan(...).
Zostaliśmy zaskoczeni(...)

CDN......

Dziennik Elonura

Dzień trzeci
30 grudnia, 765 roku po nadejściu Ciemnych Dni

Bębny dudnią jak szalone(...). Topornicy i Gwardia już formują szyk(...). Kilku z uciekających kuszników dobyło swoich podręcznych toporów i rzucili się do walki, co pomogło tym z przodu dobiec do obozu i zająć pozycje strzeleckie. Zginęli honorowo pomagając własną śmiercią innym(...).Jestem zmuszony odłożyć pióro(...) Wróg jest już niemal w obozie(...)

Walka dobiegła końca(...). Weltir został ciężko ranny(...) Już leży w namiocie medyka(...). Doszły mnie słuchy o śmierci Drumtenga. Jest to dla mnie wielki cios(...). Zginęło około pięćdziesięciu moich żołnierzy(...). W obozie chodzą pogłoski, że jak tak dalej pójdzie zginiemy w połowie naszej drogi. Krasnoludzcy bracia którzy polegli w bitwie zostali pochowani w usypanym kurhanie. Na szczycie został umieszczony nasz herb, który przypominał wielką górę z ośnieżonym szczytem na tle wielkiego topora skrzyżowanego z młotem.

Wielu z przeciwników uciekło(...). Moi zwiadowcy zbyt zmęczeni czuwaniem minionej nocy i walką dnia dzisiejszego nie byli w stanie wyruszyć w pościg. Z pewnością dowódca sił ciemności dowie się o tym co się tu wydarzyło i wyśle za nami pościg. Jednak tym razem nie będzie tak łatwo.

Ciała poległych orkowych szumowin kazałem spalić nieopodal naszego obozu. Smród zaległ nad naszym obozem(...). Wśród orków dało się znaleźć herb który przedstawiał Górę Ognia o której to matki opowiadały dzieciom. Legenda głosiła, że zasiada w niej Pan i Pani Ciemności. Nigdy nie dawałem wiary tym opowiastką, ale teraz jeszcze bardziej zapragnąłem odszukać Ziemi do której zmierzam. Może tam odnajdę schronienie(...).

Rozkazałem, aby obóz był gotów do podróży z samego rana(...). Postanowiłem przejrzeć notatki ojca jeszcze raz. Jednak sen widocznie mnie próbuje zabrać w swoje krainy.....
Zobaczymy co przyniesie kolejny dzień(...).

CDN.......


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lord Kenji Złoty Smok
Dorosły



Dołączył: 26 Lis 2005
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŁÓDŹ


PostWysłany: Sob 19:27, 28 Sty 2006    Temat postu:

Przebudzenie - część pierwsza

Artemis obudził się z silnym bólem głowy. Usilnie starał przypomnieć sobie co się z nim stało. Otworzył oczy. Leżał na plecach na czymś twardym i mokrym. Chciał usiąść, lecz gdy potparł się ręką uderzył go silny ból w przegubie. Wtedy wspomnienia powróciły wywołując jeszcze większą migrenę. Powoli odsłaniały się przed nim obrazy z pobytu w lesie. Pamiętał wędrówkę po puszczy i dziwną woń jaką przyniosła zmiana wiatry. Pamiętał, że szedł za nią w kierunku polany.
Zdrętwiał z przerażenia kiedy uświadomił sobie co stało się dalej. Używając resztek sił przewrócił się na bok. Zobaczył wprost przed sobą wykrzywioną twarz ghula. Zwymiotował przed siebie. Swiadomość powoli wymykała się z jego umysłu. Zakreciło mu się w głowie i zemdlał.

* * *

Kiedy znowu się obudził żałował, że wogóle przeżył. Ból w przegubie powrócił ze zdwojoną siłą i to nie w pojedynkę. Całe ciało miał zdrętwiałe i zmarźnięte. Miał wrażenie, że zgruchotał sobie żebra. Po za tym odczuwał piekący, dokuczliwy ból na prawym ramieniu. Czuł jak hulający wokół wiatr uderza go po trarzy. Miał zamknięte oczy. Bał się spojrzeć na świat, po tym co zaszło. Strach przed nieumarłymi potworami sprawiał, że zaciskał powieki coraz mocniej.
Leżał tam może z godzinę kiedy naszły go wątpliwości. Czemu wciąż żyje ? Dlaczego pozwolili mu żyć ? Może chcieli go torturować ? Słyszał o okrutności z jakiej słynęły nieumarłe sługi. Lecz do tej pory uważał to jedynie za opowieści rozpowiadane przez starych bajarzy. Wyśmiewał takie opowieści i drwił z tych którzy je roztrwoniali. Teraz jednak, po tym wszystkim nie wiedział już co myśleć.Leżał jeszczę chwilę po czym stwierdził, że musi coś zrobić. Powoli rozchylił powieki czekając na promienie słoneczne. Nic jednak nie lśniło na niebie prócz okrągłego, niebieskiego księżyca. Zdziwił się na wieść, że leżał tu tak długo.
Powoli podniósł głowę starając się nie zwracać na ostry ból. Rozejrzał się dookoła i otworzył usta ze zdumienia. W pobliżu nie było nikogo prócz wielkiej sowy, przypatrującej mu się wielkimi oczami. Nie mógł wyjść z podziwu. Zostawili go samego !
Natychmiast przyszło mu na myśl, że był to tylko zły sen. Może gdy ześlizgnął się po zboczu połamał sobie kości i dostał omamy z bólu. Myśl ta dodała mu niespodziewanej otuchy.Cieszył się gdyż myśl że grupy umarłych przechadzają się przez lasy nie dodawała mu otuchy.
Postanowił, że musi opatrzyć rany i wynieść się z lasu zanim dopadną do niego wilki. Dotknął zdrową ręką żeber. Stwierdził, że wszystkie kości są na swoim miejscu. Może połamane żebra były kolejnymi z jego omam ? Z nadzieją obmacał swoją ręke. Niestety, ta nie była już snem. Trudno, pomyślał.
Doczołgał się do pobliskiego drzewa, i wspierając się o niego zdrową ręką stanął na nogi. Mięśnie były zdrętwiałe od zimna i ciągłego bezruchu więc mineło trochę czasu nim poczuł, że pewnie stąpa po ziemi. Rozejrzał się wokół. Stwierdził, że noc jest wyjątkowo jasna. Musiała to być zasługa jarzącego mu się nad głową księżyca. Teraz gdy już doszedł do siebie i myśli poukładały mu się w głowie, stwierdził, że jest okropnie głodny. Nie wiedział ile czasu lażał nieprzytomny. Mógł nie jeść od kilku dni.
Nie zwlekając dłużej, zajął się rozpalaniem ogniska. Stwierdził, że do wioski ruszy dopiero o świcie. Droga była długa i spewnością niebezpieczna, szczególnie nocą. Uważnie rozglądał się szukając czegoś co pomoże mu w roznieceniu płomieni. Z zarzenowaniem stwierdził, że ognisko nie będzie dziś rozpalane. Zbyt zmęczony by szukać schronienia położył się pod drzewem i zasnął.


CDN...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
DRAGAN CZERWONOSKRZYDŁY
DRAGON HEART



Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 3138
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŁÓDZ


PostWysłany: Nie 16:55, 29 Sty 2006    Temat postu:

Najwyższa pora bym i ja spróbował swoich sił Smile.

DRAGONS

Rozdział I

Początek

Czyli rozdział w którym z reguły poznaje sie bohaterów oraz miejsce ich tymczasowego pobytu. A każda dobra i normalna książka fantasy swój początek ma...

W karczmie panował lekki półmrok. W głębi tego dużego pokoju palił się ogień w ceglanym kominku dając skąpe ilości światła oraz kolejne porcje szarawego dymu jakby było go jeszcze mało od fajek szarych klientów.
Za ladą po lewej stronie stał barman postury niedzwiedzia grizzli i prawdopodobnie z podobnymi manierami co misiek. Żadna ze szklanek które czyścił nie wyglądała lepiej niż przed myciem, miało się wręcz wrażenie, że wyglądają coraz gorzej z każdym potarciem brązowej szmaty w tłustych łapach gospodarza.

Taki byłby początek gdyby była to normalna powieść fantazy. Ale ta nie jest normalna...

Wysoka, ciemna postać zaczęła zbliżać się do leżącego w pozycji płodowej człowieka. Za jej pleców na horyzoncie zaczęła się pojawiać tarcza słońca roświetlając rysy śpiącej osoby. Był to młody mężczyzna z idealnie ogolonymi licami. Włosy miał kruczoczarne ścięte krótko i mimo iż teraz rozczochrane po nocy, nadal było widać, że są zaczesane schludnie do tyłu i na boki. Miał na sobie cienka koszulę i znajdował się w śpiworze z którego i tak już w wiekszości się wywiercił przez noc. Za nim leżała koszulka kolcza oraz duża tarcza. Z kolei przed nim w ogległości najwyżej 10 centymetrów leżał pożądny buzdygan.

Przybysz podszedł i w końcu zatrzymał się przed śpiacym.
Miał z dwa metry wzrostu ale przez kapelusz z wielkim rondem wyglądał na jeszcze większego. Twarzy nie było widac z powodu światła słońca które budziło się do życia za jego plecami powodując, że jego twarz była skryta w cieniu. Cofnął prawą nogę lekko do tyłu po czym zamachnął się nią do przodu trafiając leżącego w brzuch.
-Wstawaj leniu patentowy-powiedział przybysz.
-Ughh.-leżący złapał sie za brzuch lekko wybudzony.-Jeszcze pięć minut mamo, zaraz wstanę.- po czym znów zapadł w sen.
-Pieprzony śpioch.
Zaczekaj ja go obudzę.-Powiedział drugi przybysz wychodzący zza pierwszego przybysza.

Był dużo niższy od pierwszego ale za to bardzo szeroki i przysadzisty w ramionach. Klatkę miał jak beczka a ręce i nogi grube jak pnie młodych drzew. Czarna broda sięgała mu prawie pasa. Na plecach wisiała tarcza a na pasie wisiał zawieszony duży topór.Odziany był w zbroję łuskową która teraz w świetle porannego słońca mieniła się różnymi odcieniami srebra i złota mimo iż była zrobiona za stali.
Miał nie więcej jak sto czterdzieści centymetrów ale i tak jak na standardy swojej rasy był bardzo wysoki.

Podszedł po cichu (jak na krasnoluda) do leżącej postaci po czym schylił się i ustawił swoje usta najwyżej dwa centymetry nad uchem śpiącego.
Wziął głęboki wdech iii:
-WSTAWAJ TY WYPIERDKU WIELBŁĄDA BO JAK NIE TO NASRAM CI DO TEJ PUSTEJ MAKÓWY A Z TWOICH JELIT ZROBIĘ SOBIE PAPIER DO WYCIERANIA TEGO CZYM JESTEŚ!!!

W pierwszej chwili miało się wrażenie jakby obudzony dostał napadu padaczki ale po chwili uspokoił się i powiedział cichym zaspanym głosem:
-Nie musisz mi krzyczec do ucha Garrot wystarczy jak grzecznie potrząśniesz mną.
-Dragan Cię kopnął a Ty nic, Tylko o matce coś marudziłeś by dała ci jeszcze pięc minut na sen maminsynku.
-Ja Ci zaraz coś powiem Ty ...
-Cicho obydwaj nie mamy czasu na Wasze wieczne kłutnie.
-O sadysta się odezwał- wymamrotał świerzo obudzony.
-Nie sadysta a czasu nie mam na budzenie Ciebie przez pół dnia. Wstawaj i się ubieraj mamy dużo drogi jeszcze przed sobą nim dojdziemy do najbliższego miasta.
-Już dobrze dobrze dajcie mi tylko dziesięć minut.
-Dziesięc to stanowczo dla Ciebie za dużo, masz pięć- powiedział krasnolud.
-Chociaż osiem..
-Poszpiesz się Bartuc nie mamy czasu na Twoje narzekania. Sześć i ani minuty więcej.
-A niech Ci będzie bracie.

Po dziesięciu minutach trójka towarzyszy była już w drodze.
Wyglądali dosyć ciekawie na drodze.
Po prawej stronie szedł dwumetrowy Dragan.
W środku znajdował się nieco niższy bo mający około metr osiemdziesią pięć centymetrów Batruc a najbardziej na lewo "lekko" odstający od swoich towarzyszy Garrot mający tylko albo i aż jak na krasnoluda metr czterdzieści.

-Słonko świeci, ptaszki śpiewają, wiaterek wieje i świat jest piekny!
-Co ty bredzisz Dragan. Przecież leje jak z cebra a od południa nie widać już słońca i już nie mówię o ptakach których niedałoby się usłyszeć przez ten cholerny deszcz.
-Pozytywne myślenie Garrot. Jeśli bedziemy myśleć o pięknej pogodzie to może ona nas wysłucha i stanie się taka jaką sobie ją wyobrażamy.
-Znowu Ci się bracie zebrało na folozofowanie?
-To nie filozofia ale znowu jakieś niepotrzebne marudzenie drągala, które za nic w świecie nie wniesie nic ciekawego ani pożytecznego w naszą sytuację.
-Kurdupel ma rację, zamiast gadac to może byś zmienił pogodę.
Coś Ty powiedział Ty mały..
-Spokuj! Ech a wy znowu to samo. Jak taki mądryś bracie to może pomodlisz się do swojego boga i poprosisz go o zmianę pogody?
Ja nie mam ochoty zajmowac się takimi błachostkami i marnowac swoją energie magiczną.
-Mój bóg nie zajmuje się pogodą.
-Czarodziej i kapłan, obaj od siedmiu bolesci. Czy wy w koncu coś umiecie zrobić tymi swoimi głupimi rzeczami a nie tylko przechwalac się?
-Jak taki mądry jesteś to może sam nam coś pokażesz kurduplu?
-Zaraz Ci smarku pokazę jak się macha toporem wbijając go w twoją pustą czaszkę!
-Uspokujcie się obaj. Jesteśmy już na miejscu. Przed nami miasto Wrota Baldura.

***

Koniec rozdiału pierwszego.

Ciąg dalszy może nastąpi.

Z wyrazami szacunku DRAGAN CZERWONOSKRZYDŁY


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Doom
Dorosły



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 261
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłań


PostWysłany: Wto 19:44, 31 Sty 2006    Temat postu:

Dziennik Elonura

Dzień czwarty
31 grudnia, 765 roku po nadejściu Ciemnych Dni

Ranek(...). Obóz spowija mgła(...). Na dodatek jeszcze w powietrzu unosi się niesamowity smród z orkowego ogniska jakie kazałem wczoraj rozpalić. Chciałem wezwać do siebie Drumtenga jednak zapomniałem, że tego wojownika już nie zobaczę przy sobie, ani nigdzie indziej. Wezwałem za to Weltira(...). Miał mi zdać raport szpiegowski. W raporcie nie było żadnych niepokojących wiadomości. Jednak mimo wszystko coś było nie tak. Towarzyszyło mi to samo uczucie co przed atakiem orków. Może znowu nadciągała fala uderzeniowa? Nikt nie mógł odpowiedzieć na moje pytanie i nikomu nie miałem zamiaru go zadawać.

Dwie godziny przed południem obóz był spakowany. Wszelkie ślady zatarte. Mogliśmy ruszać(...). Jednak czy ta podróż będzie bezpieczna wciąż dręczyło mnie to jedno pytanie. Wyruszyliśmy(...).

Minęliśmy las na którego polanie był rozbite nasze obozowisko. Przed nami malowała się czarna plama. Wędrowaliśmy jakieś dziesięć godzin. Według moich obliczeń musiało być jeszcze z dwie godziny do zmierzchu. Mimo tego, że oczy moje i moich braci nie należą do najbystrzejszych na świecie w oddali jakieś cztery mile stąd dała się dostrzec ogromna czarna plama. Znajdowaliśmy się dojść daleko wyczuwałem strach ale wciąż nie wiedziałem przed czym. Nakazałem zbadać to Glurnowi mojemu najlepszemu zwiadowcy. Po niecałej godzinie przybył do mnie raport po którego przeczytaniu serce chciało mi się wyrwać z piersi. Okazało się, że walczy tam ogromna armia krasnoludów i sił ciemności. Nie wiedziałem skąd oni, moi bracia prawdopodobnie z gór Tyratus bo tylko tam żyli jeszcze przedstawiciele mojej rasy znaleźli się tu gdzie my. Wiedziałem jednak jedno muszę im pospieszyć z pomocą. Być może będzie to ostatnia walka krasnoludów i rasa ta całkowicie zniknie z ziem świata.

Jeszcze dziś postanowiłem ruszyć do boju. Wykorzystamy element zaskoczenia(...). Wróg nie wie, że ktokolwiek może pomóc jego przeciwnikom.

Za godzinę od ostatnich moich słów każdy był już gotów. Nawet kobiety dobyły toporów żeby walczyć za ocalenie swojej rasy.

Czas odłożyć pióro i dobyć topora który właśnie wrócił od kowala bo w ostatniej bitwie zbyt go wyszczerbiłem na twardych pancerzach orków. Armia rodu Elonura rusza by walczyć za honor, ojczyznę i RASE.

Będzie następna część na pewno......


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lord Kenji Złoty Smok
Dorosły



Dołączył: 26 Lis 2005
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŁÓDŹ


PostWysłany: Czw 18:31, 02 Lut 2006    Temat postu:

Następnego dnia gdy Artemis obudził się zaszły dziwne sprawy. Po pierwsze nie czuł już głodu. Właściwie nic nie czuł. Wszystie bóle jakie dręczyły go wczoraj znikły bez śladu. Ręka była cała i zdrowa. Choć niezupełnie. Całe jego ciało zrobiło się sine i niesamowicie blade. Czuł w środku pustkę. Jakby jego ciało umarło lecz duch nie chciał go opuścić.
Niesamowicie zmartwiły go te zmiany. Wyglądał jak chodzący trup. Jego skóra była sucha jak pergamin. Właściwie to rozciągnęła się. Kości prześwitywały przez nią tworząc upiorny wygląd. Przerażało go to. Nie wiedział co się znim dzieje i nie mógł tego powstrzymać.
Nie chcąc rozmyślać o tym postanowił ruszyć ku wioski. Szedł przez chwilę między wysokimi trawami gdy wreszcie trafił na trakt. Wydepnana sucha ścieżka pięła się podązając w kierunku Wyżyn Otona. Oton był człowiekiem, który trafił w te miejsca i zasiał pierwsze ziarna dla pól. Niedługo potem przybyła za nim grupa bezdomnych ludzi którzy założyli tam wioskę.
Podczas podróży znalazł zalety tej nagłej zmiany. Głód nie dokuczał mu już i opuściło go zmęczenie. Jeśli ten stan utrzyma się, to powinien dotrzeć do wioski w niedługim czasie.

* * *

Po około pół godziny szybkiego marszu, Artemis usłyszał szum pędzącej wody. Z zadowoleniem stwierdził, że musi to być Błyskotka. Zawsze denerwowała go ta nazwa. Bo kto normalny nazywa rzekę Błyskotką ? Teraz jednak jej widok sprawił mu radość. Choć pragnienie nie dokuczało mu w najmniejszym nawet stopniu, ucieszył się że będzie mógł złapać łyk zimnej wody.
Biegiem puścił się w kierunku rzeki. Jego oczom ukazał się bystry potok wesoło połyskujący wśród promieni jasnego słońca. Woda lizała brzegi zabierając z sobą piasek i muł. Biała piana wesoło podskakiwała na falach niczym akrobata.
Artemis przystanął patrząc na wartki potok. Poczuł nagłą odrazę dla tego widoku. Im dłużej się przyglądał tym większą czuł niechęć. Jakby to co kiedyś sprawiało mu przyjemność było teraz odrazą. Nie wiedział czemu tak się dzieje. Walczył ze sobą przez moment, nim jego uwagę zwróciło coś innego. Z nieba sfrunął właśnie ciemnoszry gołąb. Wylądował przy strumieniu z jął chłeptać wodę żółtym dziobem.
Artemis przyglądał się temu z nienawiścią. Gniew wrzał w nim domagając się aby go uwolnić. Czuł nieodpartą chęć mordu. Starając się robić to jak najciszej zakradł się do gołębia. Wyciągnął ręce szykując się do skoku. Kiedy był już wystarczająco blisko, zamarł bez ruchu. Zobaczył coś co wzbudziło w nim przerażenie. Gołąb odleciał zobaczywszy, że za chwilę miał stać się celem nieznanego mu łowcy. Ten zaś patrzał się przed siebie nie zwracając uwagi na otoczenie. Jego oczy zwrócone były ku strumykowi. W przezroczystej wodzie majaczyło odbicie Artemisa.
Jego włosy były srebrnobiałe. Nie miał oczu. Zamiast nich tlił się tylko zielony blask. Jego twarz była blada i trupia. Rozciągała się wokół niego aura nienawiści i bólu. Kolana ugieły mu się pod nogami. Padł na ziemię wbijając palce w żółty piasek. Stał się czymś czego obawiał się zaledwie dzień wcześniej. Był nieumarłym liszem.


Odczołgał się od strumyka aby nie patrzeć na siebie. Ogarnęła go wściekłość i żądza mordu. Była tak wielka, że nie pozwalała mu myśleć trzeźwo. Obwiniał za wszystko nieumarły legion który przechodził tędy zaledwie wczoraj. Musiał ich złapać... i zabić. Nie dopuszczał do siebie innej myśli. Wstał i popędził w strone wioski. Był już wieczór i zaczęło się ściemniać. To mu jednak nie przeszkadzało. Wzrok jakby wyostrzał mu się w miarę jak robiło się ciemniej.
Niedługo potem ujrzał przed sobą ciemne sylwetki budynków. Ludzie już dawno pochowani w domach siedzieli przy kolacji. Artemis pobiegł tam szybko. Jego celem był swój dom, a potem stajnia. Miał zamiar już dziś ruszyć za swoimi wrogami. Chowając się w cieniach pobiegł do niedużej chatki umieszczonej na skraju lasu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Aslan
Gość







PostWysłany: Pią 17:00, 03 Lut 2006    Temat postu:

Syberia, zakon i tajemnica Jaszi

Daleko na zachodzie, za Zamkiem Minastirit, opodal wielkiego wodospadu żył u schyłku Fareycji pewien mistrz Sen Sej. Był tak stary że nikt nie pamiętał kiedy pojawił się w tych okolica. Mówił ''nie jestem żadnym obywatelem jestem wolnych człowiekiem i nikt tego nie zmieni'' pomimo tego ,że był surowy i czasami przykry miał wielu przyjaciół i swojego ucznia którego wychował od dziecka. Dawno temu kiedy był jeszcze młody znalazł te właśnie dziecko w rzece Grezjinne i nazwał go Keren . Rzeka graniczyła z Goldacjom wrogo nastawiona do Fareycji. Ludy zamieszkujące prawą stronę rzeki ( Goldacja ) często najeżdżali wioski Fareycji. Sen Sei nie mógł zostawić go na pastwę losu w lesie blisko rzeki gdzie nie jest bezpiecznie. Wziął go i przygarnął nauczył go ninjucju i mówił ,że w jego krwi płynie krew wojowników z Zakonu Seji. Sen Sej mówił, że swego czasu był wojownikiem tego zakonu. Mówił że jeżeli ‘’umrę. zginę lub cokolwiek się stanie z nim ma podążać do tego właśnie zakonu i pytać o Gerenzaja który nauczy cię dalszego rozwoju sztuki ninjucju. Kiedyś ta chwila musiała się stać Goldowie przekroczyli granice rzeki ruszyli na podbój. Równali wszystko z ziemią Sen Sej nie mógł patrzeć na to co się dziej nauczony był że słabszych trzeba bronić. Sprzeciwił się Goldom nie oddał się pod ich panowanie zaatakował pierwszy z swoimi przyjaciółmi choc walczył świetnie w końcu po przewadze liczebnej wrogów musiał ulec .Bitwa trwała ok.15min.Sen Sej kazał małemu chłopcu- Kerenowi uciekać dał mu plecak z prowiantem ,monetę z mamutem i mapę do zakonu i powiedział przed swą śmiercią zadaną przez Harna- wodza Goldów
-''tajemnice odkryjesz w środku oka mamuta a teraz uciekaj bież konia i uciekaj !!!. ''
Keren nie chciał uciekać chciał bronić ciało mistrza, którego nazywał ojcem. Był to straszne w końcu osiodłał konia i uciekł. W trakcie jazdy myślał:
- jaka zagadka ?
-jaki mamut ?
przypomniało mu się ,że mistrz dał mu monetę z mamutem. Z pojrzał dziwnym, choć zaciekawionym wzrokiem i odrzekł:
- nic tam nie ma a, nawet to trochę dziwne żeby w oku było wyjaśnienie zagadki. Mistrz jest bardzo zagadkowy
- o tak -odpowiedział głos.
Keren wyciągnął miecz i powiedział :
-kim jesteś ? i gdzie jesteś ?
-jestem koniem- odpowiedział głos
-co ?-odrzekł Keren chowając miecz.
-tak jesteś na moim grzbiecie-odpowiedział koń
Karen otrząsnął głową i przetarł oczy i powiedział:
- rzeczywiście, choć to z natury nie możliwe zwierzęta mówią tylko w książkach.
-och taki z ciebie filozof konie to naprawdę mądre ssaki a szczególnie ogiery!! -odpowiedział koń z kpiącym uśmiechem.
-dobrze, dobrze zwracam honor-mówił trochę zakłopotany Keren ... Ciąg dalszy nadciągnie
Powrót do góry

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Forum sojuszu PRADRAGONS Strona Główna -> Wasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin